Forum Gra LOST RPG Strona Główna Gra LOST RPG
Witaj na forum Lost RPG.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Murphy Vaughn - flaszbacki
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra LOST RPG Strona Główna -> Flashbacki waszych postaci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Nie 3:02, 10 Cze 2007    Temat postu:

Flashback XI
wrzesień, 2004

Średnio co dziesięć sekund obrzucał nerwowym spojrzeniem zegar. Zdał już bagaże, załatwił całą odprawę, mając niewielkie problemy z pozwoleniem na przewóz leków, i czekał już tylko aż zaczną wpuszczać na pokład samolotu. Rozsiadł się wygodniej, obrócił w palcach kubek z kawą i omiótł wzrokiem poczekalnię. Naprzeciwko niego siedział czarnoskóry dzieciak i zapalczywie bawił się czymś, co przypominało gameboya. Murphy zirytowany dźwiękami jakie gierka z siebie wydawała, wstał i ruszył w kierunku kawiarni. Był mniej więcej w połowie drogi, gdy halę lotniska wypełnił damski głos, który informował pasażerów lotu 815 o podstawieniu samolotu. Nie słuchał dalej, tylko odwrócił się gwałtownie i poczuł uderzenie.
-Przepraszam. – powiedział automatycznie i podał rękę drobnej blondynce, która od siły zderzenia wylądowała na podłodze.
-Nie szkodzi, to moja wina. – odparła dziewczyna dając się podnieść. Zaczerwieniona, uśmiechnęła się lekko i odeszła w swoją stronę.
Murphy wyjął swój bilet i paszport, podszedł do brunetki w lotniskowym mundurku i wręczył jej dokumenty.
-Miejsce dwadzieścia jeden c. Po lewej stronie. – oznajmiła dziewczyna uśmiechając się ładnie. – Miłego lotu, panie Wells. – dodała.
Murphy schował dokumenty z powrotem do torby przewieszonej przez ramię i wsiadł do samolotu. Odwzajemnił uśmiech stewardessy i zaczął przepychać się do swojego miejsca. Tuż przed sobą dostrzegł ciężarną dziewczynę, która próbowała upchać swoją torbę do schowka bagażowego. Wyminął ją, ale pchany dżentelmeńskim obowiązkiem zatrzymał się i zapytał:
-Pomóc?
-Mógłbyś? – zapytała z nadzieją dziewczyna.
Uśmiechnął się tylko i z łatwością uniósł dość ciężką torbę.
-Cholera. – mruknął po chwili walczenia ze schowkiem. – Tam już nie ma miejsca. Co ty na to, żeby upchać to do mojego?
-Ale gdzie? – uniosła podejrzliwie brwi.
-Dwadzieścia jeden c. – odparł, a dziewczyna tylko skinęła głową i odprowadziła go wzrokiem.
Stanął przy swoim miejscu i ponownie podjął próbę zapakowania bagażu, teraz zarówno ciężarnej jak i swojej własnej torby do nieznośnie małego schowka. Zastanawiał się nawet czy producenci samolotów specjalnie robią tak małe schowki, żeby irytować pasażerów.
-Ja pierdolę. – usłyszał żeński głos tuż obok siebie.
-Ja też. – rzucił, nie odrywając wzroku od torby.
-Mógłbyś pierdolić trochę bardziej na prawo? Albo na lewo, jak wolisz. – usłyszał odpowiedź i z wrażenia prawie upuścił sobie torbę na głowę.
-Jak tylko skończę pierdolić się z torbą, to się odsunę. – zapewnił, uśmiechając się pod nosem.
- Pierdolić się z torbą możesz w każdej chwili - warknęła. - I nie w przejściu, jeśli łaska.
Przestał na chwilę upychać torbę i odwrócił się w stronę dziewczyny. Uśmiechnął się po swojemu i skinął głową.
-Z drugiej strony też jest przejście. – stwierdził. – Jeśli tak ci się spieszy... – dodał wymownie i wzruszył ramionami.
- Z drugiej strony też są ludzie. A ja siedzę po tej. – odpowiedziała dziewczyna ze słodyczą w głosie.
-Przykro mi. – powiedział, wracając do upychania torby. – Chyba będziesz musiała chwilę poczekać.
- Okej, bez jaj – ton jej głosu wskazywał, że żarty się skończyły. - Po prostu cofnij się kilka kroków, albo podejdź do przodu
-Już... prawie mi się... – mruknął i wepchnął torbę do środka, co skwitował szerokim uśmiechem. Zamknął schowek i odwrócił się w stronę dziewczyny, obrzucając ją uważnym spojrzeniem. – Proszę. – powiedział po chwili milczącego spoglądania jej w oczy, przykleił się tyłkiem do oparcia siedzenia i wskazał jej drogę ręką.
- Jakby ktoś potrzebował jeszcze pomocy z walizkami, to chętnie wypieprzę je przez okno! – odparowała dziewczyna i wyminęła go, nie omieszkując wbić mu przy okazji łokcia pod żebro.
-Tobie na pewno pomagał nie będę! – rzucił za nią i rozmasował sobie bolące miejsce, opadając na siedzenie.
-Z rozpaczy przygniotę się walizką - zakpiła.
-Mam nadzieję, że dużą. - odparł, nie wiedząc czy może go jeszcze usłyszeć. Uśmiechnął się przelotnie do siedzącej obok kobiety, zapiął pas, a potem z pewną satysfakcją przyglądał się jak brunetka próbuje upchać swoją walizkę do schowka.

Kilka godzin później skończył czytać książkę, z nad której rzucał co jakiś czas spojrzenia w stronę dziewczyny-od-pierdolenia. Ułożył się wygodniej w fotelu, założył ręce na piersi i zamknął oczy. Po chwili już spał, a książka ześlizgnęła mu się z kolan i upadła na podłogę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Troyon dnia Śro 18:39, 18 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Nie 2:07, 24 Cze 2007    Temat postu:

Flashback XII
kwiecień, 1998

Wprost do ucha śpiewał mu Jeff Buckley. Poprawił notorycznie wypadającą słuchawkę i kolejny raz przesunął gąbką po szybie, od razu wycierając powstałą smugę. Dwadzieścia trzy piętra niżej działo się życie, które nie obchodziło go w najmniejszym stopniu. Był on, chwiejna platforma, muzyka, szyba i.... Zorientował się, że ktoś go obserwuje dopiero, gdy okno się otworzyło i pojawiła się w nim schludnie ubrana kobieta pod czterdziestkę.
-Murphy. – rzuciła radośnie i uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równych, nienaturalnie białych zębów.
Chłopak zmarszczył czoło i wyjął słuchawki z uszu.
-Pani Andrews. – skinął głową i zmusił się do uśmiechu.
-Wejdź do środka. – kobieta zrobiła zapraszający gest dłonią i cofnęła się w głąb pomieszczenia. Westchnął ciężko, upewnił się, że blokada na wyciągu jest założona poprawnie i ostrożnie przeszedł z platformy na parapet, by zwinnie zeskoczyć na podłogę.
-Zawsze pracujesz tak ciężko. Musisz lubić te przerwy, które ci funduję. – rzuciła pewna siebie i podpłynęła do stolika, na którym stał wszelkiej maści alkohol. Nalała do dwóch szklaneczek whisky i podała jedną Murphy’emu.
-Nie, dziękuję. Wie pani, że nie mogę pić w pracy. – odparł. Najchętniej wróciłby na swoją platformę, ale wiedział, że pani Andrews decyduje o jego wypłacie. Była bliską przyjaciółką szefa jego szefa, więc siłą rzeczy, musiał zgrywać rolę, w jaką go wtłoczyła.
-Och, nie bądź taki spięty, kochanie. – powiedziała tonem głosu, który w jej mniemaniu miał być zapewne zalotny, i przysunęła się niebezpiecznie blisko niego.
-Powinienem wracać do... – urwał, gdy poczuł jej rękę wędrującą wzdłuż jego brzucha. Odskoczył gwałtownie do tyłu i uderzył plecami o szybę okna. Kobieta natychmiast znalazła się przy nim. – Pani Andrews! – zaprotestował stanowczo i odsunął od siebie, chwytając za ramiona. – Wracam do pracy. Dziękuję za... whisky. – dodał i odwrócił się w stronę okna. Kobieta poczerwieniała na twarzy i zacisnęła usta ze złości. Szarpnęła za swoją bluzkę, tak, że guziki rozsypały się po podłodze.
-Gwałt! – krzyknęła na całe gardło. – Pomocy!! Gwałcą!!
Murphy zatrzymał się w pół kroku i odwrócił przez ramię, obserwując jak kobieta drze na sobie ubranie. Nie zdążył zareagować w żaden sposób, gdy drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł wysoki mężczyzna.
-Ja nie... – rzucił natychmiast Murphy, unosząc ręce w geście poddania, ale mężczyzna już do niego dopadł. Powalił go na podłogę jednym ciosem i wbił kolano w kręgosłup, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
-Wezwać policję! – krzyknął mężczyzna w stronę grupki ludzi, zebranej w drzwiach gabinetu i przyglądającej się całemu zajściu z żądzą sensacji.
-Nic nie zrobiłem. – wydusił z siebie Murph. – Ta baba jest szalona.
W odpowiedzi mężczyzna przeniósł ciężar ciała na nogę, którą opierał na plecach chłopaka, z całą siłą jaką mógł z siebie wydobyć. Murphy’emu wyrwał się zduszony krzyk, gdy poczuł potworny ból i usłyszał charakterystyczny odgłos łamiącego się żebra.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Wto 1:57, 03 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XIII
kwiecień, 1998

Cela była obskurna. Bure ściany, łuszcząca się farba i nieudolne graffiti. Pośród tego wszystkiego samotne dwie ławki, podwieszone na takiej wysokości, że znalezienie wygodnej pozycji było niemożliwe. A jednak karcerowa elita próbowała. Przypadkowi opryszkowie musieli zadowolić się podłogą. Wśród nich znalazł się Murphy. Siedział oparty o kraty, z wyrazem twarzy, który wskazywał na rychłe zejście, blady, spocony, z zaschniętą strużką krwi na brodzie i siniakiem na kości policzkowej. Starał się siedzieć nieruchomo, bo przy każdej, najmniejszej nawet próbie przemieszczenia ciała, złamane żebro promieniowało bólem przez całe plecy i odbierało mu oddech. Nikt nie zatroszczył się, by obejrzał go lekarz.
-Broniła się, co? – usłyszał tuż nad sobą. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie nie podnosić głowy i milczeć, ale niezidentyfikowany osobnik nie dawał za wygraną. Pochylił się wpatrując się w Murpha małymi, prawie żółtymi oczami. – Tacy jak my nie lubią takich jak ty. – ciągnął dalej, a za nim pojawiło się trzech innych. – Nie będzie łatwo i przyjemnie. – rzucił, złapał chłopaka za brodę i przycisnął jego twarz do krat. Murphy jęknął, ale wciąż miał irracjonalną nadzieję, że dadzą mu spokój. Obrzucił wzrokiem celę. Większość nie zwracała na niego uwagi. Reszta wpatrywała się w całą scenę z perfidnymi uśmieszkami bądź zimną obojętnością. Znikąd nie mógł oczekiwać pomocy, a sam przeciwko czterem nie miał najmniejszych szans. Nie miałby nawet, gdyby był w pełni sprawny. Przymknął oczy, a gdy je otworzył złowił czyjeś spojrzenie. Mężczyzna o blond włosach wpatrywał się w niego z dziwnym wyrazem twarzy, którego Murph nie mógł odgadnąć. Wtedy właśnie facet z żółtymi oczami wziął zamach i uderzył chłopaka w twarz, tak, że jego głowa wykonała obrót i zderzyła się z kratami. Zablokował drugi cios ręką i pomyślał, że chyba mniej bolałoby, gdyby tego nie zrobił.
-Hej! – powiedział ten sam mężczyzna, który się w niego wpatrywał. – Zostawcie go.
-Potrzebujesz dziwki? – zakpił żółtooki.
-Potrzebujesz prochów? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-I na pewno.. – urwał, gdy od jego piersi odbiła się niewielka paczuszka z białym proszkiem. Złapał ją w locie i uniósł brwi. – Jak ty to do cholery tutaj przeszmuglowałeś?
-Zostawcie chłopaka. – powtórzył.
Mężczyzna o żółtych oczach cofnął się, chowając paczuszkę do kieszeni.
-Jest cały twój. – powiedział jeszcze i wrócił na swoje miejsce na ławce. Blondyn natomiast podszedł do Murphy’ego i kucnął obok.
-Stary, ty zaraz umrzesz i bez ich pomocy. – zawyrokował.
-Nie będę twoją dziwką. – mruknął półprzytomnie, starając się nie oddychać.
Facet parsknął śmiechem.
-Nie jesteś w moim typie. – powiedział z uśmiechem. – Jestem Pete.
Murph przyjrzał mu się podejrzliwie, próbując osiągnąć ostrość obrazu.
-Murphy. – odparł wreszcie. – Nie wiem jak ci dziękować. – dodał.
-Podziękujesz mi później. Najpierw musi cię obejrzeć lekarz. – powiedział cicho i wstał. – Strażnik! – krzyknął w kierunku korytarza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Śro 13:23, 11 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XIV
kwiecień, 1998
część 2

-Więc co, jesteś gliną? – uniósł brwi i syknął, gdy lekarz mało delikatnie zaczął obmacywać jego plecy.
-Jestem. – przytaknął wysoki blondyn i przestąpił z nogi na nogę.
-Złamane. – mruknął lakonicznie lekarz, zdejmując z trzaskiem gumowe rękawiczki.
-Serio? Bo nie zauważyłem... – skomentował Murph, poirytowany odkrywczością lekarza i wymienił spojrzenia z Pete’m.
-A siedziałeś w celi, bo...?
Blondyn przez chwilę przyglądał się lekarzowi, który nabił sporej wielkości strzykawkę, zapewne środkiem przeciwbólowym, i z perfidnym uśmiechem niemal zakradł się z powrotem do chłopaka. Pete skrzywił się i przeniósł spojrzenie na Murphy’ego.
-To zaboli. – powiedział, pomijając zadane mu pytanie, a Murph w sekundę potem dowiedział się, co mężczyzna miał na myśli. Lekarz wbił mu igłę bez ostrzeżenia i o wiele mocniej niż musiał. Murph’owi wyrwało się z ust przekleństwo.
-Nigdy nie zadzieraj z lekarzami. – zaśmiał się Pete, gdy mężczyzna w białym fartuchu opuścił salę.
-Tak, zapamiętam. – mruknął, podnosząc zakute w kajdanki ręce i przecierając twarz. – Nie odpowiedziałeś na pytanie.
-Jakie pytanie? – uśmiechnął się wymownie, dając do zrozumienia, że nie zamierza odpowiadać.
-Ok. – Murphy skinął głową. – Wobec tego dlaczego pomogłeś gwałcicielowi? – zapytał, mrużąc lekko oczy.
-Nie jesteś gwałcicielem. – odparł po prostu i wzruszył ramionami. Murph spojrzał na niego pytająco, ale zanim zdążył poprosić o wyjaśnienia, drzwi gabinetu lekarskiego uchyliły się i pojawiła się w nich głowa jakiegoś młodego funkcjonariusza.
-Panie Pitt... – zaczął niepewnie. – Kaucja została wpłacona.
-Za chwi... – zaczął Pete, ale Murphy wszedł mu w słowo. – Przez kogo? – zapytał natychmiast, marszcząc brwi.
Policjant zajrzał do notesu.
-Derek Vaughn. – odczytał nazwisko, a Murphy zaniemówił, niepomiernie zdziwiony.
-Za chwilę zejdziemy. – powiedział Pete, a głowa wycofała się z pokoju. – Wszystko w porządku? – zapytał.
-Nazywasz się Pete Pitt? – rzucił po chwili, odzyskując normalny wyraz twarzy.
-Zamknij się. – warknął blondyn, uśmiechając się jednak lekko i podszedł do chłopaka, zdejmując mu z nadgarstków kajdanki. – Możesz chodzić?
-Stary, nazywasz się Pete Pitt. – zaśmiał się Murphy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Wto 3:15, 17 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XV
kwiecień, 1998
część 3

Murphy siedział na przednim siedzeniu samochodu i wpatrywał się w boczną szybę. Nie w przesuwający się obraz za nią, ale w szybę właśnie, w dodatku niewidzącym wzrokiem. Nogę trzymał na desce rozdzielczej i akurat bezwiednie wystukiwał stopą takt jakiegoś hitu z radia. Derek zatrzymał samochód na czerwonym świetle i przez chwilę siedział, oparty czołem o kierownicę, milcząc. Wreszcie podniósł się, wyłączył radio i spojrzał na brata.
-Więc? – zapytał.
-Więc co? – rzucił poirytowany Murph.
-O co ci kurwa chodzi? – Derek zmarszczył brwi. – Przyjechałem specjalnie, żeby wyciągnąć twoje książęce dupsko z paki, więc nie urządzaj mi tu pokazowych fochów, dobra?
-Nie prosiłem cię o to. – odparł natychmiast Murphy.
Derek wyraźnie starał się opanować nerwy. Wziął głęboki oddech i przeniósł na chwilę wzrok na dach samochodu.
-Powiedzieli mi, że próbowałeś kogoś zgwałcić. – podjął po chwili.
-Daj spokój, Derek. – westchnął i spojrzał mu w oczy. – Skąd wiedziałeś, że mnie aresztowali?
-Zadzwonili do mamy, ona do mnie. – wyjaśnił zdawkowo i sięgnął po papierosy.
-Świetnie. Mama wie? Świetnie... – powtórzył, częstując się papierosem i wciskając zapalniczkę samochodową.
-Zepsuta. – powiedział Derek i podał mu zapałki. Murphy nie skomentował, odpalił papierosa i uchylił okno.
-Powiesz mi co się stało? – zapytał Derek.
-Zajmę się tym. – odpowiedział natychmiast, zaciągając się mocno dymem. Derek zmierzył go wzrokiem i pokręcił głową.
-Hej Murph, dlaczego jesteś na mnie tak cholernie wkurzony? – zapytał. Murphy spojrzał na niego i milczał przez kilkanaście długich sekund, podczas których żar z papierosa spadł mu na spodnie i wypalił niewielką dziurkę. Nie zwrócił na to uwagi.
-Zielone. – powiedział wreszcie spokojnym głosem, nie odrywając oczu od twarzy brata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Wto 4:07, 17 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XVI
grudzień, 1985

Murphy stał na palcach i opierał brodę na parapecie, wyglądając przez okno na ulicę.
-Idzie! Idzie! – krzyknął podekscytowany, gdy tylko zobaczył kobietę w czerwonym, lekkim płaszczu. Przebiegł do kuchni, wszedł na krzesło i przykleił nos do szyby.
-Otwiera drzwi! – zakomunikował, zeskoczył na podłogę i w niecałe trzy sekundy znalazł się w salonie. Derek leżał pod niewielkim drzewkiem i majstrował coś przy kablach. –Pospiesz się. – ponaglił brata, słysząc kroki w korytarzu. Coś strzyknęła, błysnęło, a drzewko zapłonęło blaskiem światełek. Murphy uśmiechnął się szeroko i wyłączył lampę. W tym samym czasie Derek wydostał się spod choinki, przygładził koszulę i zdążył jeszcze schować bukiecik kwiatów za plecy, gdy do pokoju wkroczyła wysoka, ciemnowłosa i piękna kobieta. Stanęła tuż przy drzwiach i uśmiechnęła się lekko.
-Chłopcy... – powiedziała łagodnie.
-Wesołych świąt, mamusiu. – powiedzieli niemal równocześnie. Murphy złapał ją za rękę i poprowadził do sofy. Usiedli po obu jej stronach. Derek z szerokim uśmiechem wyciągnął w jej stronę bukiecik kwiatów, a Murphy podał jej rysunek, oprawiony w ramkę domowej roboty. Irene niewiele brakowało, by rozpłakać się ze wzruszenia. Ucałowała każdego z chłopców z osobna, powąchała kwiatki i przyjrzała się z uwagą rysunkowi. Przedstawiał domek z białym płotem, gankiem i zielonymi okiennicami. Taki domek jaki zawsze pierwszy pojawia się w wyobraźni, gdy myśli się o "wymarzonym domu”. Na ganku stały trzy postacie. Kobieta i dwaj chłopcy. A ze wszystkich możliwych kątów wystawały jeże. Irene uśmiechnęła się i odwróciła do Murphy’ego, który przygryzał dolną wargę, niepewny trafności swojego prezentu.
-Kiedyś będziesz artystą. – powiedziała z czułością.
-Nie, mamo, będę góralem. – odparł chłopiec z przekonaniem.
Kobieta roześmiała się, a Murphy zastanawiał się, czy aby na pewno „góral” to właśnie to słowo, którego szukał.
-Chodźcie, zrobię wam gorącej czekolady. – powiedziała Irene, pieszczotliwie potargała dwie czupryny i wolnym krokiem udała się w kierunku kuchni, ponownie wąchając kwiaty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Wto 4:37, 17 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XVII
wrzesień, 1991

-Derek! Murphy! – usłyszeli wołanie, którego ton nie mógł zwiastować nic dobrego. Wymienili spojrzenia i zbiegli po drewnianych, starych i skrzypiących schodach na dół. W korytarzu czekała na nich matka. Była dość wysoka i gdzieś pod tą zaniedbaną, zniszczoną kobietą ukrywała się piękność, którą była jeszcze kilka lat temu. W ręku trzymała wypalonego do połowy papierosa i marszczyła groźnie brwi.
-Co do cholery stało się z mostkiem? – zaczęła głosem wypranym z emocji, który zawsze o wiele bardziej przerażał chłopców niż krzyk. – Pani Montgomery powiedziała mi, że go... wysadziliście?
Murphy przybrał kamienną twarz, ale Derek parsknął krótkim, niepohamowanym śmiechem. Irene zadrżały usta i wymierzyła chłopakowi silny policzek. Przymierzyła się do kolejnego ciosu, ale Murphy stanął między nią a bratem.
-Mamo!
Kobieta zmierzyła go zimnym spojrzeniem, które zabolało dwa razy mocniej niż zabolałby cios zadany nawet pięścią i zaciągnęła się niedbale papierosem.
-Do piwnicy. Obaj. Nie chcę was słyszeć i widzieć. Nie chcę wiedzieć o waszym istnieniu do rana, zrozumiano? – rzuciła. Derek i Murphy wymienili krótkie spojrzenia. – Już! – krzyknęła Irene.
Chłopcy powlekli się do piwnicznych drzwi i zeszli po chybotliwych schodkach do ciemnego, chłodnego pomieszczenia. Murphy zapalił świecę i usiadł obok brata na karimacie rzuconej bezpośrednio na betonową podłogę.
-Wszystko w porządku? – zapytał.
-Mówiłem ci, że Montgomery widziała. – odparł, trąc od niechcenia zaczerwieniony policzek.
-Trudno. – Murph wzruszył ramionami. Odwrócił się i spod schodów wyjął drewnianą skrzynkę. Otworzył ją i zaczął przeglądać jej zawartość. – Głodny? – zwrócił się do Dereka, uśmiechając się lekko.
-Trochę. – powiedział chłopak i pokręcił głową. – Gdyby się dowiedziała, że mamy tu żarcie...
-Nie dowie się. – zapewnił Murph i podał bratu paczkę ciastek. – A jeśli się dowie, wezmę to na siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Śro 4:11, 18 Lip 2007    Temat postu:

Flashback XVIII
lipiec, 2004

Murphy siedział na kanapie, przygarbiony, blady, z twarzą ukrytą w dłoniach. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, podniósł głowę i obrzucił nerwowym spojrzeniem brata.
-Spokojnie, to pewnie Pete. – powiedział Derek i zniknął w korytarzu. Murph usłyszał przyciszone głosy szybkiej rozmowy, a po chwili do pokoju wszedł wysoki blondyn.
-Jak się czujesz? – zapytał dziwnym, napiętym tonem i przysiadł na oparciu fotela stojącego prostopadle do kanapy.
-Pete, zabiłem dwóch ludzi. – powiedział łamiącym się głosem. – Jak myślisz, jak się do cholery czuję!?
Odruchowo przyłożył sobie dłoń do klatki piersiowej, gdy zakłuło go serce. Derek oparty do tej pory o framugę drzwi, podszedł bliżej i usiadł obok brata.
-Hej, musisz się uspokoić. – rzucił z niepokojem i wymienił spojrzenia z Pete’m.
-Powiedz co się stało, ok? – poprosił blondyn.
-Aresztujesz mnie? Musisz mnie aresztować... – dodał przyciszonym głosem i wstał. Zaczął chodzić po pokoju tam i z powrotem, z trudem łapiąc oddech.
-Murp... – zaczął Derek, ale Pete wszedł mu w słowo. – Murph! Po pierwsze posadź swoją dupę z powrotem na kanapie, bo znowu stracisz przytomność. – powiedział stanowczo, dochodząc do wniosku, że chłopak jest w szoku i delikatnością niczego nie osiągnie. – Po drugie... – podjął dopiero, kiedy brunet opadł na sofę. –... otrząśnij się i powiedz co się, kurwa, stało!
-Wracałem z baru. – zaczął Murphy, przecierając nerwowo oczy. – Poszedłem tym pieprzonym skrótem, z którego nigdy przecież nie korzystam... Mieli broń. Oddałem im pieniądze, ale... Nie byłem.. Myślałem... Odebrałem mu broń, ale ten drugi... – urwał chaotyczną wypowiedź i zacisnął zęby.
-Ten drugi co? – zapytał Derek, po długiej chwili niespokojnego oczekiwania.
-On by mnie zabił. – powiedział nie wiedząc, czy usprawiedliwia się przed nimi czy przed samym sobą.
-Więc miał drugi pistolet, tak? – upewnił się Pete, a Murphy tylko skinął głową. – Ok. Ty albo on, tak? – kolejne skinięcie. – Dobrze, mów dalej.
Murphy pokręcił głową i milczał przez kilka minut, podczas których czuł na sobie uważne spojrzenia dwóch mężczyzn.
-Zastrzeliłem go. – podjął wreszcie ledwie słyszalnym głosem i wlepił niewidzący wzrok w plamę po kawie na dywanie. Przypomniał sobie, że obiecał Derekowi, że się jej pozbędzie. – Wtedy on sięgnął po porzuconą przez tamtego broń i... i jego też... – urwał.
W pokoju zapadła cisza tego rodzaju, którą można z powodzeniem kroić tępym nożem. Żaden z nich nie spoglądał na pozostałych. Dodatkowo Murphy czuł, że bliski jest kolejnej zapaści, pomimo że niecałą godzinę temu dostał solidną dawkę leków. Pete westchnął, zakłócając tym samym atmosferę grobowej zadumy i podniósł się z fotela.
-Oddaj mi broń. – powiedział spokojnie, wiedząc już co ma robić.
-Nie mam broni. – odparł Murph nie odrywając wzroku od plamy.
-Gdzie jest ten pistolet, z którego strzelałeś? – zapytał cierpliwie Pete. I wtedy Murphy uświadomił sobie co zrobił. Podniósł głowę i spojrzał w oczy blondyna. A Pete’owi wystarczyło to jedno spojrzenie by zrozumieć i podjąć natychmiastową decyzję.
-Pakuj się. – powiedział nad wyraz spokojnie. – Nie mamy czasu.
-Co? – bracia zapytali jednocześnie.
-Musisz... Do jasne cholery musisz się wynieść z kraju.
-O czym ty mówisz, Pete? Nie mogę przecież tak po prostu...
-To podwójne morderstwo, stary. – przerwał mu Pete.
-Przecież to była samoobrona. – wtrącił Derek.
-Nie, Derek. Nikt mu nie uwierzy. Wygląda to tak, że kropnął dwóch typa i uciekł z miejsca zbrodni. Koniec historii. Przy odrobinie szczęścia czeka cię dożywocie. – zwrócił się do Murpha.
-A jeśli nie będę miał szczęścia? – zapytał głucho Murphy i wstał.
-Pakuj się, musimy złapać jakikolwiek lot za granicę. – zignorował pytanie, próbując go wyminąć.
-Pete! Co jeśli nie będę miał szczęścia? – powtórzył brunet, zachodząc mu drogę. – Uderz mnie realizmem. – dodał, a blondyn uśmiechnął się smutno przypominając sobie kiedy ostatni raz słyszał dokładnie te słowa.
-W Kalifornii obowiązuje kara śmierci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Troyon
Cyberpojebaniec



Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 23953
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd

PostWysłany: Pią 22:37, 10 Sie 2007    Temat postu:

Flashback XIV
luty, 2001

Jedyne co zdążył zrobić, gdy drewniany stopień zarwał się pod jego nogą, to wydusić z siebie cichy okrzyk dezaprobaty i podjąć nieudolną próbę złapania się poręczy. W sekundę potem leżał przysypany lekko gruzem, z kawałkiem spróchniałej poręczy w zaciśniętej dłoni i klął.
- Zawsze lubiłeś efektowne wejścia. – usłyszał głos, a gdy podniósł wzrok w drzwiach u szczytu schodów dostrzegł jedynie zarys sylwetki. Poznał ją jednak bez problemu.
- Pamiętasz jak mama zawsze mówiła nam, że powinniśmy naprawić te cholerne schody? – zapytał, otrzepując włosy z pyłu.
- Coś mi świta. – przyznał Derek, powoli schodząc na dół i teatralnym gestem omijając zarwany schodek.
- No to powinniśmy. – podsumował Murphy. Derek parsknął krótkim śmiechem i pomógł bratu podnieść się z podłogi.
- Możesz już wypuścić poręcz. – podpowiedział ze złośliwym uśmiechem. Murph zamachnął się, jakby chciał uderzyć brata w głowę kawałkiem drewna, ale odwrócił się i odłożył grzecznie poręcz na podłogę.
- Powiedz mi jak to jest – podjął Derek. – że kiedy jesteś, załóżmy, na jakiejś skale, nigdy nic takiego ci się nie przytrafia. Natomiast w domu potrafisz dać się złapać na numer ze starymi schodami.
- W skałach nie ma schodów? – spróbował ironicznie i sięgnął do włącznika światła. Żarówka pod sufitem błysnęła, przeciągle zaskwierczała i zgasła nagle. Derek wyraźnie tłumił śmiech. Murphy obrzucił go karcącym spojrzeniem.
- Zamknij się.
- Przecież nic nie mówię. – zaprotestował Derek, unosząc dłonie w geście poddania.
Murphy szturchnął go w ramię i wyjął z kieszeni malutką latareczkę. Jego brat przygryzł wargę, nie mogąc się powstrzymać.
- Zawsze ją ze sobą nosisz? – rzucił zaczepnie.
- Zamknij się i pomóż mi szukać.
Derek przewrócił oczami i sięgnął po stojący w zasięgu jego ręki słoik. Przekręcił go, pozwalając by zawartość przechlupotała z jednej strony na drugą.
- Nie mówisz poważnie. Spójrz na te rzeczy. Nikogo tu nie było od czasów.. no, od naszych czasów. – powiedział, odstawiając wybitnie ohydnie wyglądający marynat na półeczkę.
- Chcę mieć pewność. – uciął Murph, przeglądając wszystko bardzo uważnie. Po kilku minutach zaczął obstukiwać ściany.
- Murphy, serio, daj spokój, chyba nie myśli, że przyszła na dół i ukryła alkohol w skrytce w piwnicy... To już paranoja.
- No... – mruknął tylko, nie zaprzestając procederu. Gdy stuknął stopą ściankę pod schodami, kawałek drewna o kształcie prostokąta upadł na podłogę, pozostawiając po sobie otwór tego samego kształtu.
- Zobacz. – chłopak kucnął i zaświecił latarką wewnątrz skrytki. Po chwili na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech, Derek pochylił się tuż nad jego ramieniem.
- Cholera, zapomniałem o niej. – powiedział cicho.
- O cholera, patrz na to. – rzucił Murph i przekazując latarkę bratu, sięgnął do wnętrza otworu. Wydobył stare, zakurzone pudełko ciastek. – To cud, że się zachowały.
- Ale chyba nie zamierzasz ich jeść. – skrzywił się Derek, a Murph tylko zmierzył go wzrokiem.
- Powiedział pan „zjem cokolwiek co nie rusza się dostatecznie szybko by uciec”. – mruknął i ponownie zajrzał do dziury. Tym razem wyjął z niej blaszane pudełko. Uśmiechnął się szeroko i nie dbając już o nic, przysiadł na podłodze. Derek usadowił się obok.
- Nasza kapsuła czasu? – zapytał dla pewności.
Murphy tylko skinął głową i otworzył pudełko. Drgnął niespokojnie, gdy wyskoczyła na niego figurka pajacyka na sprężynie.
- Stary, to musiał być twój pomysł. – spojrzał na bliźniaka ze współczuciem.
- Pewnie. – odparł natychmiast Derek. – Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. – dodał szczerząc zęby, a z pudełka wydobył zdjęcie dziewczynki z długimi, czarnymi lokami.
- Tracy – powiedzieli jednocześnie.
- Jedyna kobieta, której udało się wejść między nas. – uśmiechnął się Murphy.
- Tak. Pamiętasz jak zrzuciłem cię z huśtawki na jej oczach? – Derek ryknął śmiechem do wspomnienia.
- Nie ty mnie, a ja ciebie, kretynie.
- A, no tak.... – chłopak wyraźnie przygasł i zrobił niewyraźną minę.
- Ooo, bilety na mecz Dodgersów. – wyszczerzył zęby Murph, przeszukując pudełeczko dalej.
- Twój pierwszy zaczep.
- Twój list z tego renomowanego liceum. Idoci. Nie wiedzą co tracili.
- Dzięki, stary. – uśmiechnął się Derek i sięgnął po malutki, żółty zwitek papieru. – List od taty. – westchnął.
Murphy skrzywił się nieznacznie i wziął do ręki pożółkły liścik. Rozwinął go i przebiegł oczami rząd liter, chociaż treść znał na pamięć: „ To, że na dachu leży śnieg nie znaczy, że w kominku nie płonie ogień.”. Chłopak zwinął kartkę na powrót w ciasny rulonik i upchnął na dnie pudełka.
- Myślisz, że on w ogóle jeszcze żyje? – zapytał Derek.
- Myślisz, że wciąż gada cytatami? – odparł. Po chwili milczenia wyjął z kieszeni portfel, a z niego zdjęcie. – Nasza pierwsza wspólna wyprawa. – powiedział, wrzucając fotografię do pudełka, odkładając je na miejsce i na powrót zasłaniając otwór deską.
- Robisz się sentymentalny na starość. – zakpił Derek, wstał ociężale, oddając bratu latarkę i udał się w kierunku schodów.
- Widziałem jak ci się kręci łezka w oku! – krzyknął, idąc za nim.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra LOST RPG Strona Główna -> Flashbacki waszych postaci Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin