Forum Gra LOST RPG Strona Główna Gra LOST RPG
Witaj na forum Lost RPG.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Simon Tallard - flashbacki

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra LOST RPG Strona Główna -> Flashbacki waszych postaci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:43, 01 Paź 2006    Temat postu: Simon Tallard - flashbacki

Flashback pierwszy
1998 r., Uniwersytet Harvarda



Spojrzal na oddalajace sie plecy Pauline.
--Przypomina ja tylko z wygladu--

***

Simon klnł jak najety pedzac po klatce schodowej domu Adamsa.
- Czemu właśnie dzisiaj?
Postanowił już nigdy nie ufać Jackowi w sprawach budzenia. Zwłaszcza po popijawach.
Myślał gorączkowo nad jakakolwiek wymówka.
--Choroba? Umierająca matka? Cholera, on i tak w nic nie uwierzy--
Właśnie przeleciał jak burza pod pomnikiem Eliota, fundatora katedry filologii klasycznej.
--Czemu dzisiaj, czemu na zajęcia z Kresnovem?--
Simon dobrze wiedział, że profesor Kresnov, postrach wszystkich studentów i całkiem sporej części wykładowców mu nie odpuści.
W biegu spojrzał na zegar. Już dwadzieścia jeden minut. Kresnov go zabije albo, co gorsza, wyrzuci z kursu. Simon skrzywił się na sama myśl.
Jeszcze tylko kilka kroków.
Niemal wyważył drzwi wpadając na sale wykładowa. Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Ale jego obchodziła tylko jedna, schowana za okularami w rogowej oprawie, para oczu. Kresnov patrzył na niego jakby był czymś ohydnym, co przykleiło się do podeszwy jego buta.
- Ooo... – powiedział uśmiechając się tryumfalnie – nasza gwiazda raczyła do nas dołączyć.
Simon wiedział, co się teraz stanie. Wykładowca nie pozostawi na nim suchej nitki. Odruchowo spojrzał na ławki, w których siedzieli studenci, szukając jakiegokolwiek wsparcia u kolegów z roku.
Wtedy ja zauważył. Siedziała w pierwszym rzędzie, wpatrując się w niego szmaragdowozielonymi oczami. Głowę miała lekko przechylana, na jej ustach widniał figlarny uśmieszek. Odgarnęła z gracja czarne loki spadające jej na oczy. Simon patrzył na nią z lekko otwartymi ustami, nieświadomy, ze Kresnov porównuje go właśnie do prawie dwumetrowego pasożyta wysysającego krew uczelni.
Zielonooka piękność, w pełni świadoma spojrzenia zamroczonego Simona, patrzyła na niego z mieszaniną współczucia i ciekawości w oczach. Pochłaniał ja wzrokiem. Twarz o delikatnych rysach, rubinowe, delikatne usta, mały, zgrabny nos, wydawała się doskonała. Miała na sobie zielony, obcisły golf, uwydatniający sporych rozmiarów piersi. Reszta ciała nikła pod starym, drewnianym stołem.
Z niemego podziwu wyrwał go nagle podniesiony glos profesora. Simon spojrzał na niego błędnym wzrokiem. Kresnov stal z rękoma skrzyżowanymi na piersi i paskudnym uśmiechem na wąskich ustach. Musiał go naprawdę zmieszać z błotem.
Wciąż lekko przymroczony, powlókł się na swoje miejsce. Ktoś poklepał go współczująco na ramieniu.
Usiadł ciężko na twardej lawie i wyjął swoje notatki z torby. Resztę zajęć spędził wpatrując się w tył jej głowy.[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:35, 03 Paź 2006    Temat postu:

Flashback drugi
2000 r., Nowy Jork, mieszkanie na Brooklynie


Bylo to zdjecie. Obejmowal na nim piekna, czarnowlosa kobiete, zadziwiajaco podobna do Pauline.

***

Z otępienia wyrwało go pukanie do drzwi,
--Kogo przywiało o tej porze?--
Zignorował nieproszonego gościa i pociągnął z butelki kolejny łyk bursztynowego płynu.
Znowu pukanie. Simon wstał rozsierdzony, rzucił pusta już butelkę na stosik pozostałych, i, nieco zataczając się, podszedł do drzwi. Już miał poczęstować przybysza wiązanką przekleństw, gdy go rozpoznał. Wyglądał zupełnie inaczej bez munduru.
- Dobry wieczór panie Tallard... – zaczął niepewnie.
Po chwili zrozumiał znaczenie swoich słów i zarumienił się. Simon poczęstował go morderczym spojrzeniem.
- Ja... Przepraszam panie Tallard. Przyniosłem cos panu.
Młody policjant wyciągnął do niego rękę z plastikowa torba, podobna do tych, do których gliniarze na filmach wkładali dowody. W środku bylo kilka przedmiotów.
- To osobiste rzeczy pana... – glos mu się załamał.
Simon wyrwał mu torbę z ręki.
- Cos jeszcze? – wycedził przez zęby.
Sam nie wiedział, czemu jest na niego zły. W normalnych okolicznościach chętnie by zawiązał z nim bliższa znajomość. Może to działanie alkoholu? A może wiedział, ze z ta sympatyczna twarzą zawsze będą kojarzyć mu się najgorsze momenty życia?
--Dlaczego przyniósł mi to po służbie?--
- Nie, to chyba wszystko... Dobrej nocy...
Te dwa, wydawałoby się, zwyczajne słowa, zabrzmiały w ustach policjanta, który, jeszcze przedwczoraj, poprosił go o zidentyfikowanie jej zwłok, brzmiały co najmniej irracjonalnie. Chłopak jeszcze raz spłonął rumieńcem i ulotnił się.
Znowu został sam.
Simon zamknął z trzaskiem drzwi i wrócił na kanapę. Rozerwał torbę i wysypał jej zawartość na stolik. Nie bylo tego wiele: chusteczka, portfel, kilka zmiętych banknotów i numer ‘The Wall Street Journal’ z data sprzed dwóch dni. Gdy spojrzał na gazetę, żołądek ścisnęło mu zniewalające poczucie winy.
Zebrał się w garść i wziął do ręki jej portfel, powoli rozłożył go. W środku była jakąś wizytówka, paragon od żelazka i zdjęcie... Ich zdjęcie. Simon stal za nią obejmując ja w pasie, jej dłoń spoczywała na jego twarzy. Pamiętał to jakby było wczoraj. Walentynki, Central Park, poprosili przechodnia żeby zrobił im fotografie.
--Boże, jacy my byliśmy szczęśliwi.--
Łzy napłynęły mu do oczu. Resztkami sil powstrzymał się od płaczu.
Nagle jego wzrok przykuło wybrzuszenie na gazecie. Drżącą dłonią przerzucił kilka pierwszych stron. Jego oczom ukazał się podłużny, biały przedmiot wielkości mniej więcej długopisu. Wziął go do ręki. Test ciążowy.
Tym razem nie wytrzymał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:18, 02 Gru 2006    Temat postu:

Flashback trzeci
2003 r., Luksusowy apartament na Manhattanie
Nowy Jork, USA


Jak tam dzien. panie Tallard?
Simon poczęstował młodego, uśmiechniętego chłopaka morderczym spojrzeniem. Od razu zapałał do niego niechęcią. Powtarzanie, ze to nie jego wina nic nie pomogło.
Młodzian, nieco speszony, otworzył mu oszklone drzwi. Simon bez słowa przez nie przeszedł. Jak każdego dnia o tej porze, skierował swe kroki ku recepcji.
W przeciwieństwie do odźwiernego, stary recepcjonista dobrze znal ten rytuał. Żadnych rutynowych uśmiechów, żadnych grzeczności. Nie powiedział nawet standardowego „Dobry wieczór”. Wiedział, ze takowy nie będzie.
Simon w milczeniu przyjął najnowszy numer Wall Street Journal, papierowa torbę i pełne współczucia spojrzenie. Dwa pierwsze skwitował kiwnięciem głowy, za ostatnie odwzajemnił się wykrzywieniem warg.
Warknął cos niewyraźnie pod nosem i podszedł do wind. Po kilku niecierpliwych naciśnięciach guzika, cichy dźwięk dzwonka oznajmił przybycie windy. Metalowe drzwi rozsunęły się powoli i wszedł do środka.
Osiem, dziewięć, dziesięć... Miękki kobiecy glos oznajmił, iż znajduje się na jedenastym piętrze. Drzwi ponownie rozsunęły się ukazując elegancki korytarz o marmurowej posadzce i ścianach wyłożonych boazeria.
Po chwili był już w swoim apartamencie. Płaszcz i gazetę rzucił niedbale na podłogę. Krawat i marynarka szybko do nich dołączyły. Rozpiął koszule i wyszedł przez szklane drzwi na taras. Jak zwykle, widok był piękny. To tylko jeszcze bardziej go rozsierdziło. Światła Nowego Jorku mrugały wesoło szydząc z jego niedoli.
Jak zwykle, złość bez ostrzeżenia zamieniła się w dojmujący smutek. Opadł bez sił na rozkładany fotel. Rozmyślając o swoim pustym życiu, wyciągnął z papierowej torby butelkę równie mocnej, co drogiej rosyjskiej wódki. Napisy, ku jego zaskoczeniu, nie były w cyrylicy, ale nie zastanawiał się nad tym długo. Omiótł ponurym spojrzeniem wizerunek bizona na naklejce i odkorkował butelkę.
Powoli podniósł ja do ust. Jak zwykle, zawahał się. Czy warto się upijać? Czy warto pogrążać się w bolesnych wspomnieniach?
Trunek palił w gardło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:26, 11 Gru 2006    Temat postu:

Flashback czwarty
2000 r., siedziba New York Stock Exchange
Nowy Jork, USA


Simon, kląc jak stado szewców, stanął przed przypominającym starożytną greckę światynię, frontem budynku, drugiej co do wielkości na świecie gieldy papierów wartosciowych.
--Czemu, do cholery, nie wziąłem taksówki?--
Co prawda budynek był na tej samej ulicy, co biorowiec, w ktorym pracował, ale cały Nowy Jork pokryty byl wartwa śniegu, więc w butach miał conajmniej pół litra lodowatej wody.
Strzepal biale platki z ramion i wszedl do srodka. Od razu zalala go fala ciepla, a uszy zaatakowal niekonczoncy sie szum rozmow przeplatany od czasu do czasu jakims oficjalnym komunikatem.
Nie byla to jego pierwsza wizyta w NYSA. Nieraz, w czasie wakacji chodzil tu z kolegami z roku by “wczuc sie” w gieldowo-biznesowa atmosfere lub wysmiewac sie z grubawych jegomosciow wpatrujacych sie jak zaczarowani w ekrany komputerow . Tylko tym razem nie byl tu dla przyjemnosci. Dzisiaj, wyjatkowo, mial misje do wykonania. Chociaz slowo “misja” nienajlepiej oddawalo charakter jego wizyty. Kilka miesiecy dostal prace jako asystent jednego z czolowych biznesmenow na Wall Street, a ze ow starszy mezczyzna wyrazil chec kupienia kilku akcji jakiejs blizej nieokreslonej firmy, Simon, jako rasowy przynies-podaj-pozamiataj, poslusznie pognal na gielde w zimne, grudniowe przedpolodnie.
Nie tracac czasu na kolejne klatwy czy przemyslenia, zaglebil sie w tlum gosci w czarnych garniturach.
Ku jego ogromnemu zdziwieniu i niemal zawalowi serca, tuz przy uchu wydarl mu sie znany, niski glos.
Simon!
Zdumiony odwrocil sie by ujrzec stojacego przed nim krepawego goscia o pzrecietnej urodzie i blond, nieco rudawej czuprynie.
Bruce!
Simon usmiechnal sie lekko. Przez kilka ostatnich miesiecy czynnosc ta zawsze kosztowala go o niemaly wisilek.
Mlody, jak dobrze cie widziec.
Bruce, z o wiele szerszym usmiechem zlapal jego prawice i poczal potrzasac nia energicznie.
Ciebie tez stary, ciebie tez.
Simon, zbierajac resztki sil, uniosl kaciki ust nieco wyzej.
Co tu robisz? Nie myslalem, ze libisz barbrac sie w liczbach i wykresach. Ach, co ja mowie. Przeciez dostales prace u starego Brocke’a.
Bruce, przewracajac wesolo oczami, kontynuowal monolog.
Niezle, Simon niezle. Lepszej pracy dostac nie mogles. I to tylko kilka miesiecy po dyplomie. Jak tam Michelle? Slyszalem, ze jestescie razem. dodal blyszczac doskonalym poinformowaniem.
Bruce z natury byl niesamowicie inteligentny, ale cechowal go zupelny brak subtelnosci. Nie zauwazyl nieumiejetnie skywanego bolu na twarzy Simona.
Mezczyzna zdawal sie byc stalym bywalcem gieldy, gdyz jego uszy zdolaly wychwycic z nieustajacego, gieldowego szumu wlasciwy komunikat.
Sorry Simon, musze juz leciec. Akcyjki czekaja. Badz o pierwszej w kawiarni to sobie pogadamy. Pora wkroczyc do akcji! zawolal wesolo i zniknal w tlumie.
Usmiech, jak na zawolanie spelzl mu z twarzy. Juz mial ruszyc w pokoju ku swojemu przeznaczeniu, gdy spomiedzy grubasow w tanich garniturach wyskoczyl jakis facet i wpadl wprost na niego. Przed oczami mignela mu twarz o wykrzywionych w grymasie gniewu ustach i blond wlosach.
Uwazaj jak chodzisz pajacu.
Juz mial odwarknac, ze stal w miejscu, gdy gosc zniknal w tlumie. Simon pokrecil ze zrezynowaniem glowa, niedowierzajac chamstwu ludzkiemu i poszedl w swoja strone.


Cztery, trzy, dwa, jeden… Wskazowka wlasnie przekroczyla kolejna kreske na tarczy zegarka. Byla juz 13:06. Simon zaczynal sie martwic. Kto jak kto, ale Bruce zawsze byl cholernie punktualny.
Przekrecil sie na krzesle, tak by widziec wejscie do kawiarni. W koncu w oddali zamajaczyla rudawa czupryna. Po chwili jednak, ku jego zaskoczeniu, owa czupryna bezczelnie rozplynela sie w powietrzu.
Co do…
Simon bez wachania przepchal sie przez zgraje gosci gawedzacych o rynkach i akcjach, po czym wyszedl z kawiarni na korytarz. Jego oczy szybko znalazly lekko niedomkniete drzwi z napisem “Tylko dla pracownikow”. Po chwili wahania polozyl dlon na klamce i pchnal lekko drzwi.
Jego oczom ukazal sie Bruce z okrutnie rozbita twarza.
Kurwa, stary, co sie stalo? wykrzyknal padajac przy koledze na kolana.
Katem oka uchwycil znikajace za rogiem plecy jakiegos blondyna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:39, 15 Sty 2007    Temat postu:

[z dedykacja dla jasnie pani admin]

Flashback piaty
2000 r., Nowy Jork, mieszkanie na Brooklynie


Bol, rozpacz, poczucie winy. Gdzie nie spojrzal, szare, ciezkie chmury kebily sie nad jego zyciem. Strach przed samotnoscia oplatal powoli jego umysl cienkimi zylkami, dusil, wyciskal najczarniejsze mysli. Byl jak chwast pomalu odcinajacy doplyw swiatla.
Gdzies z glebi budyku docieraly do jego uszu glosnie rozmowy przeplatane od czasu do czasu wybuchem smiechu. Za sciana stary adapter gral znieksztalcona wersje Imagine.
Imagine all the people living for today… zawtorowal Lennonowi przepitym glosem.
Obdarzyl wzrokiem pelnym wyrzutu oprozniona do polowy butelke odwagi w plynie. Nie pomogla mu. Dzis juz nic mu nie pomoze.
Imagine there's no countries, It isnt hard to do, Nothing to kill or…
Slowa stanely mu w gardle. Zachlystnal sie nimi, zakrztusil. Zgial sie w pol I wyplul na stolik nieco bursztynowego plynu. John Lennon, nic sobie nie robiac z jego cierpienia, spiewal dalej.

Imagine no possessions,
I wonder if you can,
No need for greed or hunger,
A brotherhood of man…


Legendarny wokalista The Beatles spojrzal ponuro na stolik do kawy i pokrecil ze zrezygnowaniem glowa. Simon podazyl za jego wzrokiem. Osiem, jeden, reszta numeru seryjnego byla zdrapana.

Imagine all the people
Sharing all the world...


Co ty robisz stary? zapytal nagle John nie przestajac spiewac.
Jak to co robil? Juz za chwile, za kilka sekund, gora za minute bedzie znowu z nia. Jedna kula I bedzie mogl ja pocalowac, przytulic, powiedziec jak bardzo za nia tesknil.
Piosenkarz, najwyrazniej oprocz talentu i swietnego glosu posiadal zdolnosc czytania w myslach.
Zakonczymy to razem… powiedzial krecac ponuro glowa.

You may say I’m a dreamer,
but I’m not the only one,


Kolejne slowa byly jak tykanie zegara, odmierzajacego czas do jego smierci. Simon wzial bron do reki. Nie bylo mowy o zadnych, nieprzewidzianych usterkach. Rewolwer dzialal bez zarzutu. Nie omieszkal sprawdzic tego przy zakupie strzelajac w powietrze. Zakrecil bebenkiem i ruchem nadgarstka wrzucil go na swoje miejsce.

I hope some day you'll join us,

--Juz czas…--
Powoli podniosl bron I przystawil lufe do skroni. Serce zabilo mu szybciej.

And the world will live as one.

Pociagnal za spust. Mechanizm zamka zgrzytnal, kurek uderzyl z trzaskiem w iglice.
Z glebi budynku wciaz dobiegaly smiechy. Lennon zaczal spiewac kolejna piosenke.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:11, 27 Lut 2007    Temat postu:

Flashback szosty
2000 r., biorowiec przy Wall Street


Siedział przy ogromnych rozmiarów szklanym stole. Oczy miał zamknięte, twarz ukryta w dłoniach. Wsłuchiwał się w glosy rozmówców próbując wychwicic każde najmniejsze drgniecie, zmianę tonu czy inne zdolne ujawnić skrywane emocje szczegóły. Doskonale wiedział, ze niski, spokojny glos należy do jego szefa, sędziwego już mężczyzny o niesłychanie bystrym spojrzeniu. Z kolei właścicielem nieco wyższego, zabarwionego nuta kpiny był jegomość o nazwisku Mayer, o którym wiedział zgoła nic.
Negocjacje ciągnęły się w nieskończoność. Znudzony próbami rozszyfrowania zamiarów przeciwnika otworzył oczy i odsunął dłonie od twarzy. Ledwo zdążył zarejestrować obecność niewysokiego, młodego blondyna na po lewicy Mayera, gdy szef szturchnął go w ramie. Simon posłusznie nachylił się w jego stronę.
Przyjdziesz dzisiaj na kolacje? Żona się ucieszy. zapytał ze śmiertelnie poważna mina.
Uśmiechnął się do siebie. Dla osoby postronnej takie pytanie podczas negocjacji jednej z najważniejszych w ostatnich latach umowy wydałoby się co najmniej nie na miejscu. On jednak doskonale wiedział, ze szef wcale nie potrzebuje jego rady, a ta cicha konsultacja jest tylko chwytem w negocjacji.
To zależy, co będzie w menu. wyszeptał z tym samym, grobowym wyrazem twarzy.
Stary Brocke zmarszczył śmiesznie czoło zastanawiając się nad odpowiedzią.
Cielęcina. Nie martw się, z bydłem radzi sobie o wiele lepiej niż z drobiem.
Simon rzucił Mayerowi krótkie, świdrujące spojrzenie i odwrócił się z powrotem do szefa.
Niech będzie. O siódmej?
Jak zawsze.

Brocke, jeden z czołowych biznesmenow na Wall Street wyprostował się, pociągnął nosem i powrócił do negocjacji.

Przerwę powitał cichym westchnieniem. Po wymianie kilku zdań z szefem i zebraniu skąpych notatek bezzwłocznie skierował swe kroki ku mieszczącej się na parterze kawiarni.
Pierwsza rzeczą, jaka zauważył były łydki. Nieco wyżej, opięty sięgająca kolan, grafitowa spódniczka, spoczywał na stołku wcale zgrabny tyłek. Jego właścicielka siedziała przy ladzie i sączyła z filiżanki cos, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak kawa. Co prawda spod gęstej czupryny nie bylo widać jej twarzy, ale to, co zdążył zauważyć, wystarczyło mu w zupełności.
Niedbałym gestem powitał barmana i podszedł do kobiety.
Można się przyłączyć? zapytał niskim, modulowanym głosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:57, 28 Lut 2007    Temat postu:

Flasback
1994 r., Qeens, Nowy Jork


Myslisz, ze zmusilabys mnie do mowienia? zapytal nawet nie starajac sie ukryc rozbawienia.

***


Kolejny cios. Simon jeknal przeciagle i zawisl w ramionach podtrzymujacych go mezczyzn. Kazda czasteczke jego ciala wypelnial dojmujacy bol. Moglby przysiac, ze wszystkie zebra, co do jednego, ma polamane.
Twarde jak skala knykcie znowu spadly na jego szczeke. Jego twarz powoli puchla. Skronie i okolice oczu pokryte byly purpurowymi sincami.
I co bialasie? Masz juz dosc?
Simon wymamrotal cos niewyraznie. Kazdy ruch, kazdy skurcz miesni twarzy powodowal kolejne fale bolu.
Co? Chyba nie doslyszalem.
Zmusil sie do ostatniego wysilku. Rozstawil szeroko nogi i, kozystajac z oparcia dwoch trzymajacych go dryblasow, wstal chwiejnie. Splunal krwawo pod nogi murzyna i uniosl okrutnie obita twarz.
Pierdol sie… warknal pokrywajac jego bialy podkoszulek drobinkami zmieszanej z krwia sliny.
Zla odpowiedz.
Murzyn usmiechnal sie zlosliwie i rabnal go w brzuch. Simon wydal z siebie gluchy jek, zwinal sie w klebek i zwymiotowal na chodnik. Draby, dotychczas trzymajace go mocno za ramiona, zwolnily uchwyt. Osunal sie bezwladnie na popekane, betonowe plyty.
Czarny westchnal teatralnie i przykucnal przy nim.
To wcale nie musialo tak byc. Wierz mi Simon, to wcale nie sprawia mi przyjemnosci. Moglbys po prostu zgodzic sie na moje warunki, tak jak wszyscy inni. Ale nie, ty musisz zgrywac twardziela. Widzisz do czego to doprowadzilo?
Nie odpowiedzial. Lezal z czolem przycisnietym do chlodnego betonu probujac nie myslec o rozdzierajacym jego cialo bolu.
Widzisz?! powtorzyl podnoszac glos.
Zirytowany jego milczeniem uderzyl ponownie, tym razem prosto w nerke. Simon steknal i wygial sie w palak. Rozsierdzony murzyn wstal I konpnal go od niechcenia w brzuch.
Z jego gardla wydarl sie kolejny, rozdzierajacy jek. Zwinal sie w pozycje embrionalna dyszac ciezko. Po chwili, gdy czarny zamierzal sie do kolejnego ciosu, plytki oddech zamienil sie w smiech. Zdezorientowany murzyn cofnal sie o krok patrzac na swoich goryli. Jego smiech wzmogl sie by osiagnac swoje apogeum i przerodzic sie w bolesny, urywany kaszel.
Jeszcze cie dorwe Derek. wymamrotal niewyraznie do chodnika.
Cos powiedzial bialasie? warknal oprawca wyjmujac zza paska rozkladany noz.
Simon splunal siarczyscie i podniosl glowe. Spojrzal mu w oczy z najwieksza zawzietoscia i nienawiscia na jaka bylo stac jego szesnastoletnie serce.
Dorwe cie, slyszysz? powiedzial spokojnie wykrzywiajac w usmiechu wargi Dorwe cie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wilk
Mrau.



Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 8545
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:35, 07 Mar 2007    Temat postu:

Flashback ósmy
2000 r., Nowy Jork


Siedział na elegancko przystrzyżonej murawie oparty o skarlałe, wykrzywione przez czas drzewo. Wiatr muskał leniwie jego twarz, rozwiewał włosy. Kilkanaście metrów dalej stało kilka odzianych na czarno postaci.
Wpatrywał się tępo w przestrzeń przed sobą. To nie mogło dziać się naprawdę. Pastor kropiący trumnę, młoda, najwyżej dwudziestoletnia, plącząca kobieta, obejmujący ja mężczyzna, wszyscy oni byli tylko wytworem jego wyobraźni, integralna częścią tego koszmaru.
Nie zwrócił najmniejszej uwagi na przelatujący obok papierek od gumy do żucia, ani na rzucane w jego kierunku, pełne współczucia spojrzenia.
To nie mogła być rzeczywistość. Przysnął po prostu nad poranna gazeta, a ostatnie dni są tylko jakimś chorym snem. Za chwile, najwyżej dwie, obudzi go, podsunie pod nos kawę i zabierze się za przygotowywanie śniadania. On będzie znad gazety obserwował jej ruchy, pieścił wzrokiem jej ciało, jak zwykle marząc by nastał już wieczór.
Z zamyślenia wyrwał go glos pastora wygłaszającego jakąś wielce mądra, zawierająca prawdy życiowe przypowieść. Pociągnął nosem i spuścił głowę.
Nadal nie czul na ramieniu jej cieplej dłoni, wilgotnych ust na policzku nie słyszał jej miękkiego głosu oznajmiającego, ze czas iść do pracy. Zamarł w oczekiwaniu. Bo przecież ona nie mogła zginąć. Za kilka minut mgła się rozwieje, senne mary odejdą precz, wszystko to się skończy. Wieczorem wróci do domu z palcami pokaleczonymi przez ostre krawędzie składanych w pracy kartonów. Zje obiad, weźmie prysznic, a później będą się kochać do utraty sił.
Ceremonia dobiegała końca, pracownicy zakładu pogrzebowego spuszczali trumnę do wykopanego wcześniej dołu. Schowany za jałowcem magnetofon grał ponura melodie.
Ludzie już się rozeszli. Został tylko on i przykryty kilkoma wiązankami kopiec świeżej ziemi. Nie przyszła, nie obudziła go. Sen trwał dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gra LOST RPG Strona Główna -> Flashbacki waszych postaci Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin