Gra LOST RPG

Sal

Rozłożyła ręcznik, położyła na nim jaśka z napisem 'Oceanic Airlines' i spojrzała na swoje nowe lokum.
Wydawało sie byc o wiele wygodniejsze od plaży. Na samo wspomnienie piasku w majtkach Pauline dostawała białej gorączki.
--Idę się umyć-- zdecydowała, wyjmujac z plecaka pierwszą lepszą sukienkę i ręcznik.

[Wychdozi: Pauline]

Sal

[Przychodzi: Pauline]

--Gigantyczne cycki, sukienka o powierzchni chusteczki do nosa - idealna recepta na bycie obserwowanym, psia mać by to wzięła, rozerwala na strzępy i sprofanowała-- pomyślała Polly, starając się jak najszybciej dojsć do swoejgo lokum.
Większość facetów przyglądała jej się z lubieznymi uśmiechami na twarzy. Skłamalaby, gdyby stwierdziła, że tego nie lubi.
Ona to po prostu nienawidziła.
Weszła za skalną ścianę i przysiadła na kocu. W bocznej kieszei torby leżały dwa pistolety - dokladnie tam je wsadzila przed kąpielą.
W zasadzie mogłaby oddać Charlie'emu jego pieprzoną spluwę i, w akcie autoudręczania, po prostu przeprosić.
Wyjeła pistolet Charlie'ego z torby i ruszyła w jego kierunku.

[Pauline: wychodzi]

Sal

[Przychodzi: Pauline]

Rozbuchane ego poszło spac. I dobrze.
Pauline suiadła na kocu i zaczęła szperać w plecaku. W jakiejś kieszeni zaplątał się zapomniany egzemplarz gazety wydawanej przez srodowisko taneczne. Swoja drogą wyjatkowo nudne i nieprofesjonalne, ale, z braku lepszego czytadła, Polly otworzyła czasopismo na pierwszej lepszej stronie i zaczęła czytac.

Sal

Pauline rzuciła gazetę na plecak i położyła się.
Przez chwilę leżała i patrzyła w sklepienie jaskini. Światło ogniska rzucało na skały niewyraznie cienie, ktoś w głownej pieczarze szeptał o czymś poufnie. Nawet rockman nie brzdąkał na swoim sprzęcie. Obóz ogarniała wieczorna stagnacja.
Pauline wstała, obciągnęła sukienkę i wyszła ze swojego kąta. Jedną z rzeczy których nie cierpiała, były samotne wieczory.

[Wychodzi: Pauline]

Sal

[Przychdozi: Pauline]

Alkohol szumiał jej w głowie. Powoli doszła do swojego posłania i padła na nie bez życia, niemal natychmiast zasypiając.

Sal

Pauline otworzyła powoli oczy. Miała nadzieję, że obudzi się namiękkim łóżku w wykrochmalonej pościeli, przed sobą zobaczy jego jasne włosy, a na stoliku nocnym będzie leżała butelka z mineralną.
Pierwszą rzeczą, jaka zobaczyła, była skalna ściana. Potem poczuła ból głowy - kaca miewała nawet po jednym piwie.
Nie ebz trudu wstała, wyjęła pierwszą lepszą bluzkę i spodnie z torby i ruszyła pod wodospadzik.

[Wychdozi: Pauline]

Sal

[Przychodzi: Pauline]
Kiedy tylko znalazła się za skalną ścianą, zdjęła z siebie mokrą bluzkę i rzuciła ją w kat. Wyjeła z torby recznik, wytarła włosy, cały czas uważają, żeby przypadkiem komuś nie zachciało się obejrzem darmowego kina porno.
Rzuciła ręcznik na poslanie, założyła na siebie jedną z wyciągniętych bluzek. Przez chwilę miała ochotę zabić siebie za zbrodnię przeciwko estetyce, ale doszła do wniosku, że nikt nei zwróci uwagi na zwiewną bluzeczke założoną do wojskowych spodni.
--I zawsze mogę powiedziec, że cholernie nie chciało mi się stroić, psia mac--

Sal

Chyba ciągle padało, ale niewiele ją to obchodziło. była cholernie głodna.
Opróżnila plecak, wsadziła do neigo butelkę z wodą, zarzuciła bagaż na plecy i wyszła.
Miała zamiar nazrywac sobie owoców. To znaczy - o ile nie napadnie jej maskotka, albo ktokolwiek inny.
[Wychodzi: Pauline]

Sal

[Przychodzi: Polly]

Usiadła w kącie i schowała twarz w dłoniach. Trzęsła się ze złości, miała ochote wrzeszczeć, krzyczeć, pobić kogoś raz, a porządnie.
Nie cierpiała Alex. A w zasadzie - nie cierpiała, kiedy ktoś obrażał przy niej kogokowleik w tak prymitywny sposób, jak robila to ona. Bo o ile dociki Polly zawsze miały wydźwięk żartobliwy, o tyle te Alex zakrawały o najczystsze chamstwo.
Połozyła się, starajac opanowac swoje nerwy.

Sal

Złość pomału przechodziła. Pauline zdjęła ręce z twarzy i spojrzała na sklepienie.
Miała ochotę się przejsć. Tak po prostu - sama, bez niczyjego towarzystwa czy pomocy. Albo pójsć do swojego dawnego namiotu zabrać resztę rzeczy. Może znajdzie nawet szampon.
Dla pewności wsadziła pistolet za pasek i wyszła.

[Wychodz: Polly]

Sal

[Przychodzi: Polly]
Sama nie zauważyła, kiedy przyszła. Rzuciła torbę obok plecaka, padła na poslanie i zaczęła rozmasowywać sobie ramię okrężnymi ruchami, odchylajac głowę neico do tyłu. Krople deszczu spływały z jej kręconych włosów, skapywały z nosa na unsoząca się w niespokojnym oddechu klatkę piersiową.
Była cholernie zmęczona i głodna.

Wilk

Simon wszedl niepewnie do srodka. Podniosl reke, jakby chcial zapukac, ale najwyrazniej zmienil zdanie.
- Nie przeszkadzam? - zapytal cicho.
Caly ociekal woda.

Sal

Podniosła głowę i spojrzała na niego z zaskoczeniem. Pokręciła głową.
Ała jęknęła.
Ramie i kark bolały przeraźliwie.

Wilk

Ala? Takiej reakcji sie nie spodziewal. Mogla albo go przyjac i wysluchac albo poslac w diably. Ale "ala"? Troche go to wybilo z rownowagi, ale szybko sie pozbieral.
- Cos ci jest? - zapytal z troska w glosie.

Sal

Niosłam torbę z tej cholernej plaży. I strasznie mnie kark boli, facet powiedziała, starając sie rozmasowac bolące miejsce. wyglądało to jak akrobacje nieudolnego, pijanego gimnastyka.